środa, 17 czerwca 2015

00. Something about me.


        Muzyka od zawsze była moim życiem. Gdy tylko po raz pierwszy tato dał mi do rąk smyczek, znalazłam swoje powołanie. Od tamtej pory ćwiczyłam dzień w dzień. Z początku muzyka, którą grałam, była nie do wytrzymania. Spowodowałam nawet wyprowadzkę sąsiadów, ale nie liczyłam się z tym. Miałam swój własny mały świat do którego nigdy nikogo nie wpuszczałam. Może dlatego ludzie uważali mnie za dziwaczkę. Zresztą... nie obchodziło mnie zdanie innych. To z muzyką czułam się najlepiej, nie z drugim człowiekiem. Gdy grasz, słuchasz, śpiewasz - obojętnie - zapominasz o wszystkim. Nie przejmujesz się jedynką za ostatni test z matematyki albo nieudanym pierwszym pocałunkiem. Przypominasz sobie o chwilach radosnych, wesołych, które wywołały na Twojej twarzy uśmiech. Każdy człowiek tego doświadczył. Każdy człowiek chociaż raz w swoim życiu słuchał muzyki. Obojętnie czy był to pop, rock, nawet metal - ona oddziałuje na nas tak samo. Dlaczego więc ludzie nazywają mnie dziwaczką skoro zachowują się tak podobnie do mnie? Po tragicznej śmierci ojca i matki przygarnęła mnie babcia. Dobre było w niej to, że była bezinteresowna. Nie pytała co robię i dlaczego. Dla niej ważne było to, że czuję się z tym dobrze i widzę w tym jakiś cel. Zawsze powtarza mi, że najważniejsze jest to, by cieszyć się z własnego życia. By nie robić nic na siłę, a dla siebie. Mieszkając z nią już trzeci rok uświadomiła mnie w przekonaniu, że nie jestem jednak dziwaczką. To ci, którzy nie potrafią znaleźć sobie miejsca w świecie są dziwakami. Zawsze jednak będą te dwie strony i zawsze będzie konflikt. W świecie już tak jest - jedni się zgadzają, inni nie - i to się nigdy nie zmieni. Ja jednak postanowiłam być neutralna. Los Angeles nie było miejscem dla mnie. Wieczne upały, wieczna gorączka i brak świeżego powietrza to zdecydowanie nie mój klimat. Nie byłam typem dziewczyny, która przesiaduje cały dzień na plaży. Szczerze mówiąc to mieszkając tutaj od urodzenia jeszcze ani razu na niej nie byłam. Nie mogłam sobie pozwolić na wyprowadzkę, nie skończyłam jeszcze szkoły. Poza tym nie potrafiłabym zostawić babci samej. Miałam już teraz tylko ją. Wiedziałam, że już nie na długo, bo poupadała na zdrowiu, ale była. Była dla mnie teraz najważniejsza i nie wyobrażałam sobie dnia w którym mogłoby jej zabraknąć. Wtedy zostałabym sama. Jestem w stanie zrobić dla niej wszystko, by tylko była przy mnie jak najdłużej. 
        Ja, Mia Mortez, mam osiemnaście lat i chodzę do muzyczno-sportowego liceum w południowym Los Angeles. Wybierając tą szkołę miałam nadzieję, że nauczę się czegoś dodatkowego. I wiecie co? Zawiodłam się po całej linii. Jedynie władze szkoły poszły mi na rękę, pozwalając trzy dni w tygodniu po lekcjach ćwiczyć w sali muzycznej. Zabawne było to, że nikt nie miał pojęcia o grze na kontrabasie. Ćwiczyłam więc sama, a to szło mi najlepiej. Na pewno znacie setki filmów o amerykańskich dzieciakach ze szkoły, prawda? Przerwy na lunch, ładne dziewczyny, wysportowani chłopcy, wieczny uśmiech na twarzach. To wszystko prawda, tyle, że to nie jest mój świat. Nie uczestniczę w żadnym kole zainteresowań, nie gram w szkolnej drużynie siatkarek ani nie jestem przewodniczącą samorządu szkolnego.  Spokojnie, spokojnie... nie jest ze mną aż tak źle. Nie myślcie sobie, że nie mam przyjaciół. Chociaż w sumie... nie no, Sarę mogłam na spokojnie nazwać przyjaciółką. Różniła się ode mnie totalnie, ale kochałam ją. Lubiłam w niej to, że mnie rozumiała. Mimo, że była typową uczennicą z tych amerykańskich filmów to była wyjątkiem. Wyróżniały ją długie kruczoczarne włosy i usta czerwone i pełne jak krew. Miała figurę modelki, a ja wyglądałam przy niej jak przysłowiowy looser*. Jeśli natomiast chodzi o gusta muzyczne to różniłyśmy się całkowicie, mianowicie - chyba wszyscy znacie Justina Biebera, prawda? Chłopak ma wszystko; pieniądze, rodzinę, sławę, mnóstwo przyjaciół, a także miliony fanek. Właśnie jedną z nich była Sara. Nie było dnia w którym by o nim nie wspomniała. A ja, będąc jej najlepszą przyjaciółką, musiałam wiedzieć wszystko o bożyszczu nastolatek. Nie to, że jego muzyka mi się nie podobała. Zwyczajnie nie była w moim guście, ot, cała filozofia.
        Opowiadając wam moją historię zastanawiam się nad tym, dlaczego los właśnie tak ukierunkował moje życie. Gdybym kiedykolwiek pomyślała, że to właśnie mnie spotka to wszystko zapewne powiedziałabym coś w stylu: "To tylko głupie gdybanie.". Patrząc na to po czasie i pisząc o tym nauczyłam się, że właśnie takie gdybanie spełnia nasze marzenia i najskrytsze pragnienia. Musicie wierzyć w to, co chcecie osiągnąć, a na pewno to zdobędziecie. Siła ludzkiego umysłu jest tak potężna, że nie wytłumaczy jej żadna nauka. Zapewne nie możecie się doczekać mojej historii. Obiecuję wam, że przeżyjecie ze mną wspaniałe chwile, a także te gorsze. Ale świadomość, że czytając to będziecie może choć trochę odczuwali to co czułam w tamtej chwili ja podnosi mnie na duchu i pozwala przekazać wam to, co mi się przytrafiło.

*************************
       
Cześć! Bardzo dziękuję Ani za wykonanie dla mnie tak przepięknego szablonu. Jest po prostu boski! :* A was zapraszam do mojego pierwszego dotąd opowiadania. Mam nadzieję, że wam się spodoba i będziecie czytać! Bardzo proszę o opinie pod postem - jest ona dla mnie bardzo niezbędna do dalszego pisania.
Pytania? Śmiało! - ASK